Fabuła, jak fabuła, trochę już oklepana. Poza tym bardziej podobał mi się Bejtołwen (jak to mówią po amerykańsku) Gary'ego Oldmana, niż Eda Harrisa, który wydawał mi się zbyt czysty i za mało "szalony". Mimo to od strony estetycznej "Copying Beethoven" stoi na bardzo wysokim poziomie, a scena premiery IX symfonii można już sobie wysoko cenić choćby za to, że mimo swojej długości nie była nudna ;). W dodatku cały czas odnosiłem wrażenie, że niektóre ujęcia były jakimiś nawiązaniami do malarstwa, deja vu? Ktoś coś wie na ten temat?
Film Agnieszki Holland, którą bardzo lubię, należy oglądać w kinie, bo jest to trochę widowisko. Nie wyobrażam sobie, że oglądam go w telewizji, zupełnie mijałoby się to z celem.
Niniejszym podsumowuję, że "Kopia Mistrza", mimo, że nie jest może czymś wybitnym, to jednak nieprzeciętnym i ze względu na kilka jego cech i scen w niej zawartym może warto zobaczyć.